|
Makura-no soshi, czyli Pillow book, Notatnik osobisty, Zeszyty
wezgłowiowe -- bo trzymane pod wezgłowiem, żeby nikt zabrał albo
dlatego, że pisane u wezgłowia, czyli wieczorem przed snem, w nocy,
kiedy się nie może zasnąć, czy też rano, kiedy słowa ze snu same się
cisną pod pędzelek, takoż Zeszyty spod wezgłowia... -- różnie można
tłumaczyć tytuł. Makura-no soshi to zuihitsu, czyli zbiór luźnych
notatek na tematy różne, rodzaj dziennika.
Sei Shonagon, dama dworu
cesarzowej Sadako, robiła te notatki tysiąc lat temu. Pisała o
wydarzeniach na dworze, a język miała cięty, o wymienianych pomiędzy
różnymi osobami wierszach, a sama była w tym dobra, o tym co jej się
podoba, co wydaje się przyjemne, a co groźne, co dalekie choć bliskie
i co bliskie choć dalekie. Wymieniała nazwy gór, równin, świątyń,
tematy poetyckie, to, co sprawia, że serce mocniej bije i to, co
piękne -- a wśród tych ostatnich i to:
"Nieduży motek białych
nici. Falbany przy zasłonach -- nowe, o żywych kolorach. I kiedy za
zasłoną w oknie, przy poręczy, milutki kotek, który na szyi ma białą
plakietkę na czerwonej obróżce, chodzi tu i tam, ciągnąc smycz
zrobioną z grubszego sznurka albo długiego pęku splecionych nici -- to
jest to naprawdę ciekawe i piękne."
A gdzie indziej, bez nagłówka, wskazującego, jak Sei oceniała
wymieniane rzeczy:
"U kotów -- grzbiet czarny, a brzuch bialuteńki."
A także: "To co wywołuje wrażenie chaosu
Odwrotna strona haftu. Małe
myszki, które jeszcze nie mają futerka, gramolące się ze swojego
gniazda. Strój ze skóry, w którym jeszcze nie wszyto
podszewki. Wnętrze kociego ucha. Nieoświetlone miejsce, w którym nie
jest zbyt czysto."
I wreszcie fragment o kotce, która mieszkała w pałacu cesarskim, choć
tak naprawdę, historia ta od kotki się tylko zaczyna, a jej prawdziwym
bohaterem jest pies:
"Szanowna kotka, która mieszkała w pałacu
cesarskim, otrzymała rangę dworską i tak stała się wielmożną panią
myobu. Była bardzo piękna, sam cesarz otaczał ją swą troską. Pewnego
razu wyszła sobie na taras i tam się położyła, a wtedy myobu Muma,
która była wyznaczona do opieki nad kotką, krzyknęła na nią:
-- Ach,
co ty wyprawiasz! Wracaj natychmiast! -- a ponieważ kotka dalej
drzemała, wygrzewając się na słońcu, postanowiła ją postraszyć i
zawołała na psa:
-- Okinamaro, gdzie się podziewasz? Bierz ją, bierz
panią myobu! -- I wtedy ten głupi pies, myśląc, że naprawdę ma to
zrobić, rzucił się na kotkę, która, nieprzytomna ze strachu, uciekła
do środka.
Tymczasem cesarz właśnie przebywał w pokoju
śniadaniowym. Ogromnie się zadziwił na widok wbiegającej kotki i
pozwolił jej schować się za pazuchą. Wezwano dworzan, kurodo Tadatakę
[z rodu Fujiwara] i Narinakę, a gdy przybyli, cesarz polecił:
-- Weźcie tego Okinamaro, wychłoszczcie go za karę, a potem wywieźcie na
Wyspę Psów, i to natychmiast.
Wszyscy zebrali się i z wielkim hałasem
zaczęli polować na psa. Myobu Muma także została skarcona.
-- Musimy zmienić opiekunkę. Ta nie jest godna naszego zaufania -- orzekł cesarz
i Muma nie śmiała już więcej stanąć przed jego obliczem.
Jeśli chodzi
o psa, to został schwytany przez gwardzistów z garnizonu przy
wodospadzie, i wypędzony. Jakież to smutne, przecież on zawsze tak
śmiało biegał wszędzie, gdzie chciał. Trzeciego dnia trzeciego
miesiąca przełożony urzędników kurodo [Fujiwara-no Yukinari] kazał go
przystroić w wieńce z gałązek wierzby i kwiatów brzoskwini, opasać
gałązkami wiśni i tak ozdobionego prowadzał po pałacu. Z pewnością
pies nie mógł się wtedy spodziewać, że wkrótce spotka się z takim
traktowaniem! Zaczęliśmy wspominać, jak to w czasie posiłków Jej
Wysokości Okinamaro zawsze siadał naprzeciwko, i czuliśmy, że bardzo
nam go brakuje.
Jakieś trzy, cztery dni później, koło południa,
usłyszeliśmy, że jakiś pies przeraźliwie wyje. Wszystkie pozostałe psy
zbiegły się, by zobaczyć, co się dzieje, my też zastanawialiśmy się,
cóż to za pies może wyć tak przeciągle, aż tu przybiega służąca z
ubikacji i mówi:
-- Ach, coś strasznego. Dwóch kurodo bije psa,
jeszcze go zabiją. Ponoć wywieźli go, ale wrócił, więc teraz go karzą.
A więc to był Okinamaro! Bardzo nas to zasmuciło. Powiedziała jeszcze,
że to Tadataka i Sanefusa [z rodu Fujiwara] go biją, więc posłaliśmy
ją, żeby ich powstrzymała, tymczasem wycie ucichło. Kobieta wróciła,
mówiąc, że pies zmarł, a zwłoki zostały wyrzucone za stróżówką przy
bramie.
Wieczorem siedzieliśmy użalając się nad biednym stworzeniem,
gdy naraz jakiś okropnie spuchnięty pies zbliżył się do nas, trzęsąc
się przy każdym kroku.
-- Czyżby to był Okinamaro? Nie było tu chyba
ostatnio innego takiego -- ktoś powiedział, a choć zawołaliśmy psa
po imieniu, "Okinamaro!", nie reagował. Ktoś mówił, że to nasz pies,
ktoś inny, że to nie on, wreszcie cesarzowa powiedziała:
-- Ukon go
rozpozna, zawołajcie ją.
Kiedy ukon przyszła, cesarzowa pokazała jej
psa i zapytała:
-- Czy to jest Okinamaro?
-- Rzeczywiście, jest
podobny do niego, ale cóż to za przerażające stworzenie! I choć wołamy
go, nie podchodzi, a zawsze przecież przybiegał rozradowany, kiedy się
wołało "Okinamaro!". To nie on. Zresztą powiedziano nam przecież, że
ci dwaj go zbili i wyrzucili zwłoki za bramą. Czy mógłby przeżyć takie
bicie? -- odpowiedziała ukon, co bardzo zasmuciło serce cesarzowej.
Zrobiło się całkiem ciemno; dawaliśmy mu jeść, ale nic nie chciał,
więc uznaliśmy, że to nie jest Okinamaro. Następnego ranka, gdy
asystując cesarzowej przy czesaniu włosów i myciu trzymałam lustro,
zobaczyłyśmy, że pies leży przy jednej z kolumn.
-- Jakie to smutne, to co wczoraj się wydarzyło. Musiał umrzeć, skoro go tak
okropnie pobito. Ciekawe, w jakim ciele teraz się odrodzi. To wszystko
było naprawdę przykre dla niego -- powiedziałam.
Wtedy leżący przy
kolumnie pies, naprawdę zadziwiające, zaczął drżeć i ronić gęste
łzy. A więc jednak to był Okinamaro, tylko że poprzedniej nocy nie
chciał się zdradzić. Wszyscy bez końca dziwili się i współczuli
psu.
-- Więc jednak to jest Okinamaro? -- powiedziałam odstawiając
lustro.
Pies wyciągnął się płasko na podłodze i głośno zawył, tak
że nawet cesarzowa śmiała się uspokojona. Zawołano ukon i cesarzowa
opowiedziała jej o wszystkim, co się wydarzyło, śmiałyśmy się i było
dużo radosnego hałasu, a w końcu wieści dotarły także do cesarza,
który raczył przybyć do nas.
-- To nadzwyczajne -- powiedział
cesarz uśmiechając się -- że zwykły pies może być tak mądry.
Damy dworu cesarza, które także usłyszały nowinę, zgromadziły się u nas, co
raz to ktoś wołał na psa, który podrywał się natychmiast.
-- Ależ ma spuchnięty pysk. Trzeba by go chyba opatrzyć, prawda? -- powiedziałam, a jedna z dam odpowiedziała ze śmiechem:
-- No tak, skoro wreszcie wydało się, kim naprawdę jest.
Tadataka usłyszał o wszystkim i z
pokoju stołowego odezwał się do nas:
-- Czy to prawda? Chciałbym go
zobaczyć.
-- Bardzo nam przykro -- kazałam powtórzyć mu w odpowiedzi
-- ale nie ma tu żadnego takiego psa.
-- A jednak kiedyś na pewno uda
mi się mu przyjrzeć. Nie zdołacie go przede mną ukryć -- odpowiedział
Tadataka.
Tak więc Okinamaro uzyskał przebaczenie i znów wszystko
było jak dawniej."
Kotologia...
(C) 1999 Anna Zalewska
|
|